profil

Leonardo da Vinci

poleca 85% 288 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Niemal pięć wieków dzieli współczesnych badaczy od pierwszych prób
spojrzenia na fenomen Leonarda da Vinci. Postaci dla nas tajemniczej
i niewzruszenie trwającej w świecie swoich myśli i dokonań,
które nadal by je ogarnąć, wymagają pracy zespołów specjalistów z wielu gałęzi nauki.
W zachowanych pismach, redagowanych już po jego śmierci (1519), żaden z
oryginalnych manuskryptów nie stanowił zamkniętej całości. Także część jedynie
wzmiankowanych, a dotychczas nieodnalezionych prac, stanowi
utrudnienie przy próbach w miarę przejrzystej kompilacji istniejącego materiału,
zapisanego na ok. siedmiu tysiącach kart. Niewielki przy tej
liczbie, zbiór malarskich dokonań Mistrza, ale równie genialny w swym
nowatorstwie i oddziaływaniu na widza, z powodzeniem osiąga stopień jasnej,
niemal uniwersalnej konotacji w przekazywaniu najsubtelniejszych
zjawisk i praw obserwowanej natury. W przekonaniu Leonarda jedynie malarstwo
oferuje możliwość najpełniejszego opisu rzeczywistości, dlatego Mistrz przyznaje
mu najwyższe miejsce w hierarchii sztuk: "Ta wiedza jest,
pożyteczniejsza, której owoc jest bardziej dostępny i na odwrót - ta jest mniej
użyteczna, którą trudno przekazać. Malarstwo ma cel dostępny dla
wszystkich pokoleń całego świata, ponieważ dzieło jego podległe jest władzy
wzroku, (. . .). Malarstwo zatem nie potrzebuje przekładu na rozmaite języki, jak
[tego wymaga] literatura, (. . .) przedstawia zmysłom dzieła natury z
większą prawdą i pewnością niż czynią to słowa lub pisma, (. . .). "1 Ten iście
prometejski sposób na malarstwo, mimo najlepszych intencji wśród pokoleń
kopistów i naśladowców, jedynie u Leonarda nie trąca naiwnością. Przeciwnie -
nadal zastanawia, skupiając uwagę cywilizowanego świata, a dotyczy
zasadniczo dwóch ośrodków włoskiego Renesansu - Florencji i Mediolanu.
Na ile słuszny, czy też nie słuszny pogląd, że owo zainteresowanie i
podziw, jaki żywimy dla jego wiedzy - przetrwały w znacznej mierze dzięki
jego malarstwu i roli jaką mu powierzył - zawdzięczamy istnieniu tej
bardzo niewielkiej, a jednak z łatwością przekonującej o jego geniuszu,
liczbie oryginalnych prac.

Obok tajemniczej "Mony Lisy" nie kwestionowanym arcydziełem mimo
wielu późniejszych przemalowań i uzupełnień nawarstwionych przez wieki, jest na
pewno fresk z "Ostatnią Wieczerzą"2, oraz drugi z "Bitwą pod Anghiari",
jednak wobec zniszczeń najłatwiej tu o naszą ignorancję (ten
drugi poza parokrotnie kopiowanym fragmentem, niestety już nie istnieje).
Z jednej strony lepiej, jeśli przybywa dzisiaj opracowań, w których
zadowala postęp w jakości zamieszczanych reprodukcji. Znacznie gorzej,
o ile w naszych kontaktach z dziełami mistrzów stanowią wyłączność
lub rodzaj wygodnej alternatywy, powielając skutki intelektualnych potknięć
obecnych czasem przy reprodukcji. Bywa, że tylko śmieszą
naiwnością w interpretacji, jak w wydanym niedawno wielotomowym
dziele o malarstwie europejskim, którego autor3 nadto ufając świadectwu swoich
zmysłów najwyraźniej traci poprawność swojego komentarza, opisując w
rozdziale poświęconym malarstwu Leonarda da Vinci "Ostatnią Wieczerzę".
Znajduje w niej niczyją, dodatkową (nie należącą do żadnej z
trzynastu postaci na fresku) dwudziestą siódmą wg niego, dłoń uzbrojoną w nóż.
Wyraźny niedosyt sensacyjności, każe mu pisać nieco dalej o tajemnicy i
tajemniczości dzieł Leonarda - w miejscach, gdzie takich tajemnic brak, a
tajemniczość (niewątpliwie obecna) tu bywa raczej pobożnym życzeniem wśród
gęsto przytaczanych sloganów zabijających myślenie.
W przypadku słabo weryfikowalnej dziedziny, jaką jest sztuka trudno
nie uznawać, że tylko sądy subiektywne istnieją w niej naprawdę i tylko
one w zasadzie się liczą. Czasem jednak fakty o istotnym znaczeniu
interpretacyjnym, w obawie przed utratą harmonijnej kompozycji, są pomijane lub
traktowane jako nie istniejące, a mogłyby stanowić oparcie dla mniej
przypadkowego i w miarę obiektywnego spojrzenia na pracę mistrzów, zwłaszcza na
najważniejsze dzieła.

Tajemnicze przesłanie mistrza Leonarda, o ile istnieje, to z pewnością nie ma nic wspólnego
z "dwudziestą siódmą ręką" w "Ostatniej Wieczerzy" (il. 1). Wątpliwości najczęściej mijają,
gdy skonfrontować taki pomysł interpretacji z istniejącymi, jeszcze szesnastowiecznymi
replikami (il. u góry oraz il. 2). Tam owa ręka z nożem wyraźnie, należy do św. Piotra, który oparł
ją grzbietem nadgarstka o własne biodro. To całkiem naturalne i częste w pracach Leonarda
ułożenie dłoni (tu wyjątkowo ze "sztućcem") umożliwia przegub w nadgarstku, pozostaje
kwestia mniej lub bardziej istotnych nawyków i zachowań przy stole. W Bibliotece
Królewskiej zamku w Windsorze przechowywane są wstępne studia do postaci "Ostatniej
Wieczerzy", a wśród nich także studium tamtej ręki z zaznaczonym kierunkiem ułożenia
dłoni (il. 2). Wyjątkowo duży stopień zniszczenia malowidła w refektarzu, może powodować
nieporozumienia i stwarzać pokusę łatwych rozwiązań, stąd jak sądzę, swoista
wstrzemięźliwość merytoryczna wielu komentarzy. O wiele mniej ucierpiały studialne szkice
do postaci apostołów, a komentarz (przy takim tempie zniszczeń w refektarzu),
im wcześniejszy tym bardziej cenny dla nowych prób interpretacji. Dlatego o wiele bardziej
pomocne będą tu zarówno szkice i na przykład klasyczny już dzisiaj tekst Goethego 4.
Oparty na badaniach przedwcześnie zmarłego Josepha Bossiego 5, mediolańczyka
z pochodzenia (ur. 1777), zawierający także sporą ilość faktów niefortunnej historii
malowidła, z których część warto przytoczyć (tutaj w wolnym przekładzie autora z oryginału
niemieckiego) przed wszelkimi próbami uzupełnień czy nawet zmian naszego wyobrażenia
o malarstwie Leonarda da Vinci.

A zatem, dopiero w roku 1807 losy refektarza, a z nim "Ostatniej Wieczerzy" ulegają
poprawie 6. Dwa lata wcześniej Mediolan (z Napoleonem na tronie) zostaje stolicą Republiki
Włoskiej, a książę Eugeniusz Beauharnais jako wice-król pragnie wzorem Lodovica il Moro,
uświetnić początki swojej regencji, otaczając opieką niszczejące dzieła sztuki. Jak pisze
Goethe, ma powstać projekt realizacji kopii dzieła Leonarda, tym razem w formie mozaiki,
jako techniki zabezpieczającej trwanie dzieła w warunkach zawilgocenia o wiele skuteczniej,
niż technika malarska zastosowana pierwotnie. Nad sporządzaniem projektu obejmuje
kierownictwo wspomniany wcześniej Bossi, który gromadzi bogaty materiał ikonograficzny
i solidnie studiuje ok. trzydziestu wcześniejszych kopii, jako że stan oryginału uniemożliwia
precyzyjne odtworzenie. Fatalna lokalizacja oraz jakość robót budowlanych sprzed trzystu
lat (trzystu, jakie upłynęły do czasów Bossiego), to zaledwie początek historii. Całość
zabudowań klasztornych, w których refektarz sytuowany najniżej względem terenu, była
wielokrotnie zalewana powodziami. Pierwsza znana, miała miejsce jeszcze w 1500 roku
i sam Leonardo prowadząc swoje prace musiał widzieć jej skutki. Drugą z roku 1800
prawdopodobnie widział Goethe osobiście, określając poziom wody w refektarzu
i narastające zawilgocenie - źródło pleśni niszczącej malaturę ściany. Czasy kampanii
włoskiej Napoleona, o których pisze, zostawiły szczególnie niechlubną kartę w tej historii.
(W roku 1796 Napoleon wywiózł z Ambrozjany 13 manuskryptów Leonarda, oraz traktat
"De Divina Proportione" Pacioli. Po zakończeniu wojen napoleońskich w 1815 r. powrócił
tylko "Codex Atlanticus"). Wprawdzie generał Bonaparte osobiście wizytował i podziwiał
malowidła w Santa Maria delle Grazzie, ale zaraz po wyjeździe przyszłego cesarza z
Mediolanu, jego wojska urządziły sobie w refektarzu stajnię i magazyn z paszą, ignorując
zostawione rozkazy. W tej sytuacji Joseph Bossi zaczynał od zamontowania okien oraz
położenia nowej posadzki zerwanej przez Francuzów, by w końcu zainstalować rusztowanie
przy fresku, który przypomnijmy, ma imponujące rozmiary 4. 209. 10[m], z postaciami o
ponadnaturalnej wielkości (w skali 1. 5: 1). Jego wykonanie zajęło Leonardowi szesnaście
lat - według źródeł Goethego, zamiast kilku, jak chcą inni autorzy. Goethe najwyraźniej
łączy szereg żmudnych prac naprawczych, jakie Leonardo przeprowadzał jeszcze w
roku 1510. Zawiniła głównie powódź i wcześniejsza wilgoć, której destrukcyjną rolę Mistrz
da Vinci niestety źle ocenił, eksperymentując z olejnymi technikami na tynku. (Swoją drogą,
pół wieku wcześniej szesnastu lat potrzebował F. Bruneleschi na wzniesienie gigantycznej,
bo o rozpiętości 45 m, kopuły Santa Maria del Fiore we Florencji, lecz pewnie ani on, ani
nikt inny nie podjął by się prowadzenia, tak wielu odrębnych zadań jednocześnie - prace
przy umacnianiu fortyfikacji Piombino, Imoli i innych miast, czy wspaniały projekt regulacji
rzeki Arno (z czasów trwającej wtedy wojny z Pizańczykami) oraz licznych kanałów
Toskanii - dały początek współczesnej kartografii, geodezji, hydrologii i z pewnością nie
wyczerpują ogromu zajęć, jakie w tym czasie wykonywał. W tym miejscu również
należałoby przypomnieć, że zakończone nie dawno (1999) prace konserwatorskie przy
fresku trwały ponad dwadzieścia lat.) Raczej nie powinna także dziwić, wieloletnia praca
Leonarda przy malowaniu "Św. Anny" oraz około dziesięć lat nad obrazem z "Ledą" czy
"Św. Janem Chrzcicielem", skoro większości wykonywanych zamówień poświęcał jedynie
część swojego czasu, pracując jednocześnie nad jakimś teoretycznym problemem, czasami
tylko dotyczącym zamówionego malowidła. Gdy jednak problem najczęściej znajdował
wyjaśnienie, malowidło pozostawało niedokończone mimo wydłużonego, nawet
kilkunastoletniego okresu pracy. Legenda związana z powstaniem "Ostatniej Wieczerzy",
jaką złośliwie przytaczają niektórzy, mówi o człowieku pozującym do postaci Judasza,
iż przyznał się Mistrzowi, że dziesięć lat wcześniej pozował do postaci Chrystusa w tym
fresku. Owa legenda wydaje się być bliższą prawdy (przynajmniej co do okresu trwania
prac), niż ogólnie przyjęte datowanie dzieła. Fakt, że po roku 1498 Leonardo tworzy
następne wspaniałe dzieła, oraz sporo podróżuje: Genua, Wenecja, Mantua, Urbino,
Bolonia i wiele innych miast, łącznie z paroma dłuższymi nawet pobytami we Florencji i
Rzymie, nie musi koniecznie oznaczać całkowitego zamknięcia robót w refektarzu.
Fresk zapewne w swojej zasadniczej części był gotów, skoro król Francji zapragnął,
(nawet razem ze ścianą) wywieźć go z kraju. Wraz z zajęciem Mediolanu przez
Francuzów, książę (zleceniodawca fresku) utracił księstwo, a resztę życia spędził w niewoli.
W nie dokończonej pracy nadal jednak brakowało istotnego fragmentu - bardzo
oryginalnie rozwiązywanej partii centralnej (Judasz w bezpośrednim sąsiedztwie Chrystusa),
przy której wedle słów Vasarego 7, Leonardo spędził najwięcej czasu.
Najprawdopodobniej to nowatorskie rozwiązanie powodowało długi ciąg zmian w
gotowych ujęciach reszty apostołów z niezwykłym, ale jakże typowym u Włochów,
językiem gestu ich dłoni. . Wiadomo również, że wtedy uczeń Leonarda Marco d'Oggiono,
przyjęty do pomocy jak kilku innych, jeszcze przed rozpoczęciem prac przy "Ostatniej
Wieczerzy", kontynuuje tworzenie kopii, w której fragmentach wielu badaczy dopatruje się
udziału samego Mistrza. Patrząc na stosunkowo szybko postępujące zniszczenie fresku
(już w 1517 roku wymagał poważniejszych zabiegów w uczytelnianiu całości),
mógł Leonardo podjąć decyzję o sporządzeniu kopii, jeszcze w trakcie prac przy oryginale.
Datowana na rok 1510, wykonana w pomniejszeniu posłużyła jako wzór dla większej, na
ścianie refektarza innego klasztoru - w Castelazzo. Jest to pierwsza z trzech
najdokładniejszych i najistotniejszych dla nas kopii, według których Bossi zamierzał
sporządzić własny projekt w skali 1: 1. W niej, uznał za ciekawe partie dotyczące głów i rąk
apostołów, a szczególnie twarz Chrystusa, przy której jak sądził Goethe, mistrz Leonardo
pomagając uczniowi wykazał większą śmiałość kreśląc rysy Zbawiciela. Na oryginalnym
fresku, jak wiemy: "(. . .) głowom apostołów nadał (. . .) wielki majestat i piękno, lecz głowę
Chrystusa zostawił nie skończoną, nie widząc możliwości nadania jej niebiańskiej boskości,
jaką uważał, że jest konieczna dla głowy Chrystusa". - G. Vasari. Druga kopia - fresk
na ścianie w Ponte Capriasca, datowana z kolei na rok 1565, jest dziełem Pietro Lovino.
Ważna, ponieważ jej autor zamieścił imiona apostołów przy postaciach,
oraz trzecia kopia z roku 1612 autorstwa Andrea Bianchi, zwanego Vespino, która
powstała na zamówienie kardynała Federico Borromeo (1564 -1631), arcybiskupa
Mediolanu, założyciela Biblioteki Ambrozjańskiej, w której ta jedyna (sprzed przemalowań)
w skali 1: 1 kopia do dzisiaj się znajduje. Niestety Bossi w wieku 38 lat umiera, zostawiając
rozpoczęte dzieło i bogaty materiał porównawczy, jaki wcześniej gromadził. W wydanej
jeszcze w roku 1810 swojej pracy, zawierającej wspomniane materiały o "Ostatniej
Wieczerzy", umieścił także rycinę Giuseppe Benaglii przedstawiającą "Autoportret"
Leonarda da Vinci, a sporządzoną, co wyraźnie zaznaczył, według osiemnastowiecznej
kopii Rafaello Albertollego (oryginał był wtedy niedostępny). Nie mniej jednak ów szczegół
aż do 1960 roku nie zapobiegł błędnemu traktowaniu kopii (il. u góry), jako oryginalnego dzieła
Mistrza nawet wtedy, gdy tamto właściwe było do obejrzenia w Turynie. Dzisiaj miewamy
sytuacje odwrotne - reprodukcje oryginału turyńskiego (niekiedy retuszowane celem
uczytelnienia), bywają opatrzone komentarzem dopuszczającym możliwość, iż jest to
dziewiętnastowieczna kopia.

Poważniejszym, bo nieodwracalnym niestety przemianom ulegał w osiemnastym stuleciu
fresk w refektarzu. Goethe wskazuje zwłaszcza na dwóch, powiedzmy łagodniej -
pechowych malarzy. Najpierw Bellotti 8 w 1726r. potem niejaki Mazza, który w 1770
roku nie zawahał się nawet przed zdrapywaniem (!) oryginalnej warstwy malarskiej.
(Nic dziwnego, że Goethe porównał działania obu "artystów" do roboty Herostratesa
w Efezie. Ciekawe, jak w takim razie odniósłby się do zniszczeń sto lat później, gdy przez
Europę przewaliły się dwie potworne wojny światowe? Refektarz leżał w gruzach i tylko
jakimś cudem ściana z freskiem podczas nalotów ocalała - nie pomogłyby żadne
poczynione wtedy zabezpieczenia).

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 12 minuty

Ciekawostki ze świata